lutego 12, 2020

Książę nie z tej bajki

lutego 12, 2020

Książę nie z tej bajki


Spoglądam w kierunku gór, majaczących daleko na horyzoncie. Wyciągam dłoń. Lekki powiew wiatru muska bladą skórę. Mrużę jedno oko, wyciągam rękę jeszcze bardziej.

Lina dalej wisi tam, gdzie wisiała. Kilka centymetrów za daleko. Nie dosięgam. Wzdycham z rezygnacją i zapisuję w pamiętniku trzysta dwudziestą drugą próbę wydostania się z wieży. Czasami, gdy wiatr mocniej zawieje, lina nachyla się w moim kierunku, ale tajemnicza siła zaraz ją odpycha.

Odwracam się, żeby odłożyć dziennik na drewniany stół, ale wtedy mój wzrok przykuwa odbicie w lustrze. Widzę siebie – długie blond loki i zaciętość w niebieskich oczach. Oprócz mnie w komnacie jest ktoś jeszcze.

Wielu przez lata próbowało mnie ratować z opresji. Nielicznym udawało się przebrnąć z mieczem przez ciernisty las. Większość z nich poległa już przy Sadzawce Kłamstw, a po niej czekało na nich jeszcze wiele przeszkód. Jednemu udało się dotrzeć pod samą wieżę. Wyglądał okropnie. Całe ciało miał poranione cierniami i ugryzieniami bestii, połowę twarzy osmoloną. Byłam w szoku. Jak dotąd nikt nie uciekł smoczycy, palącej śmiałków jednym oddechem. Zawołał mnie. Nie mogłam robić mu nadziei. Jestem jedynym księciem, który może sprawić, że wyrwę się ze szponów swojego oprawcy.

Zimny dotyk na ramieniu wyrywa mnie z zamyślenia. Ponownie spoglądam w lustro. Obok mnie stoi mroczna postać, owiana aurą grozy.

Byłam niewolnicą diabła i tylko ja mogłam siebie uratować. Tylko ja mam dostęp do swoich myśli.

lutego 09, 2020

Henryk

lutego 09, 2020

Henryk

   Henryk uważał się za szczęściarza. Przez ostatnie trzydzieści cztery lata wszystko układało się po jego myśli – no może prawie. Jako dziecko nie miał za bardzo prawa głosu przy zaborczej matce i ojcu, któremu wszystko było jedno. Do szkół, które ukończył, uczęszczał, bo mu kazano. Bunt pojawił się po maturach. Henryk chciał studiować anglistykę – języki od małego go pociągały. Kochał poznawać nowe słowa i ich pochodzenie. Miał kiedyś zeszyt, w którym zapisywał usłyszane w radio lub w telewizji słowa w obcych językach. Przez całe liceum zapełnił dwa grube bruliony. Dzisiaj poniewierały się po piwnicy pięknego domu, który dzieli z żoną i dwójką maluchów.

   Uśmiechnął się na wspomnienie swoich dzieci. Julka, jego blond włosy aniołek, miała za kilka dni skończyć dwa lata. Nie mógł uwierzyć, że bezzębna kupka płaczącego nieszczęścia, którą odebrał z rąk położnej, dzisiaj rzuca fochami. Wszędzie jej pełno. Jasiek urodził się cztery miesiące temu. Ten zdecydowanie wdał się urodą w ojca. Henryk lubił powtarzać, że będą kiedyś z synem najlepszymi kumplami. Idąc spać wyobrażał sobie jak za kilka lat jeżdżą razem na ryby. Póki co dawał się matce we znaki. Płacz, wrzask i pieluchy to było nowe życie Justyny.

   Henryk rozmarzył się. Kochał Justynę z całego serca. Była jego oczkiem w głowie już od chwili, kiedy się poznali. Dalej pamiętał, jak się czuł, gdy po raz pierwszy spojrzał w roziskrzone niebieskie oczy. Miały najcudowniejszy odcień niebieskiego – nie znał się na kolorach (wybór farb zostawiał osobistej ekspertce), ale od tamtej chwili ten konkretny odcień  stał się jego ulubionym. Będąc w ciąży z Julką promieniała. Bił od niej blask, zarezerwowany tylko dla kobiet oczekujących potomka. Po porodzie Henryk pomagał jak mógł – zawsze był na każde jej zawołanie. Dalej kochał Justynę i jej ciało, mimo tego, że zachcianki jak z kosmosu wykańczały go psychicznie. Kto płacze na reklamie z kotkiem? zadawał sobie pytanie. Najwyraźniej kobieta w drugiej ciąży.

   Odkąd pojawił się Jasiek, rzadko spędzali czas jako mąż i żona. Henryk już nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio widział Justynę nago. Widok piersi, nadstawionej do karmienia, się nie liczył. Biust miała bez przerwy obolały, więc nie wolno mu było go tknąć. W wolnych chwilach zamykał się w domowej łazience i wyobrażał sobie żonę sprzed ciąż. Jędrne ciało go kręciło. Ostatnimi dniami patrzył na nie, przykryte warstwą wygodnych domowych ciuchów i nienawidził siebie za myśli, które go nachodziły.

    – Panie Jackowski… – nagłe wtargnięcie wybudziło Henryka z zamyślenia.

   – Tak? – spytał, podnosząc wzrok znad papierów, zajmujących każdą wolna przestrzeń obszernego biurka.

  – Musi pan podpisać te papiery. Bez nich zarząd jutro nie będzie mógł zacząć – odpowiedziała młoda asystentka. 

   Pracę zaczęła niedawno. Wciąż była żółtodziobem i tak była przez wszystkich traktowana. Mężczyznę zdziwił konkretny ton dziewczyny. Gdy była oprowadzana po biurze zapamiętał ja jako szarą myszkę. Ledwo co zwrócił na nią uwagę. Tymczasem stała przed nim prawdziwa bogini seksu.

   Pochyliła się uwodzicielsko nad biurkiem, wręczając Henrykowi gruby plik papierów. Wykorzystał tę chwilę, aby przyjrzeć się jej ponętnej figurze. Jasne szpilki i ołówkowa spódnica do połowy łydek skrywała w jego mniemaniu najzgrabniejsze nogi na świecie. Piękne krągłe biodra płynnie przechodziły w wąską talię, którą mógłby objąć obiema dłońmi i palce na pewno by się spotkały. Talia osy to nie był koniec cudów, które miał przed oczami. Biustu może nie miała zbyt wielkiego, ale on innych nie lubił – nigdy nie przepadał za magazynami, w których zaczytywali się jego koledzy. Prześlizgnął wzrokiem po opiętej bluzce i utkwił wzrok w łabędziej szyi asystentki. Nigdy dotąd tego nie zauważył, ale zza kołnierzyka wystawał fragment tatuażu. Zaintrygował go. Pomyślał, że zapyta o niego przy następnej okazji. Teraz wolał skupić się na ciemnych włosach, okalających owalną twarz o delikatnych rysach. Miała piękne, pełne usta.

   Dziewczyna wróciła do wcześniejszej pozycji. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała wyczekująco na Henryka. 

   – Tak, tak, już – powiedział szybko i zaczął składać niezgrabne parafki w odpowiednich miejscach.

   Po kilku minutach niezręcznej ciszy, wypełnionej skrobaniem długopisu o papier, asystentka wyszła z pokoju, kołysząc biodrami. Henryk patrzył na nie jak zahipnotyzowany. Oczami wyobraźni widział jak zdziera z niej te skromne ciuszki i uwalnia jasne ciało. Czując, że nadchodzi moment, w którym ciężko byłoby wstać przy innym pracowniku, odchylił się na krześle. Przymknął oczy i głęboko odetchnął.

   Gdy otworzył oczy, pierwsze co zobaczył to zdjęcie żony z dziećmi, które zrobił kilka dni temu.

   – Rany boskie… - szepnął przerażony. – Co się ze mną dzieje?
Copyright © Piórem zapisane , Blogger